Oficjalna nazwa to Yangon, z języka birmańskiego oznacza „koniec konfliktów, albo „bez wrogów”. Nieco enigmatyczna nazwa, którą kolonizatorzy brytyjscy przerobili na Rangun (org. Rangoon) i pod tą nazwą jest najbardziej znane wszystkim podróżnikom i turystom. Ogromna i wiecznie zakorkowana metropolia (od 2006 nie jest już stolicą), ponad 7 milionów mieszkańców. Jak każde duże miasto w Azji, również i to jest tyglem kultur i religii. W jednym mieście można spotkać wiele grup etnicznych mieszkańców Birmy oraz duże populacje Chińczyków i Indusów. Na każdym miejscu widać nie tylko wielokulturowość miasta, ale również jego wieloreligijność gdzie obok siebie znajdują się pagody buddyjskiej, kościoły katolickie, zbory protestanckie, meczety, świątynie hinduistyczne, a nawet synagoga.
Historia miasta zaczyna się w XI wieku, gdy nad brzegami rzeki Irrawady powstała wioska rybacka o pięknie brzmiącej nazwie Dagon oraz zlokalizowana w niej pagoda Shwedagon (lokalni twierdzą, że pagoda ta ma ponad 2500 lat, ale nie ma potwierdzonych źródeł historycznych i raczej należy się skłaniać ku dacie powstania pagody również w okolicach XI wieku). Nazwa dzisiejsza pojawiła się wraz z najazdem na osadę (już wtedy miasto) króla birmańskiego Alaungpaya, który zmienił nazwę na Yangon. Na początku XIX wieku Anglicy podbili kraj i utworzyli kolonię zmieniając nazwę miasta na „Rangoon”. Choć władali miastem dopiero od 1852 roku, po kolejnej kampanii wojennej.
Brytyjskie panowanie widoczne jest do dziś, w nieco zapuszczonym centrum miasta układ ulic, budynki użytkowe oraz wspaniałe budynki poczty, urzędu celnego, szpitala głównego, uniwersytetu oraz liczne kościoły to zdecydowana pozostałość po kolonialnych czasach w tym kraju. Aleksander Frazer, wojskowy inżynier armii brytyjskiej odpowiedzialny za stworzenie nowego kolonialnego miasta, dobrze wywiązał się z tego obowiązku. Okres kolonialny to nie tylko nowe budowle, ale również nowe osadnictwo, głównie z obszaru kolonialnych Indii, Malezji, Singapuru oraz Hong Kongu. Napływa lokalna ludność z sąsiednich kolonii, która ma budować potęgę Brytyjskiego Imperium.
Miasto zostaje mocno zniszczone w okresie II Wojny Światowej i znajduje się pod okupacją Armii Japońskiej w latach 1942 – 1945, na krótko zostaje ponownie kolonialnym miastem brytyjskim, aby finalnie 04 stycznia 1948 zostać stolicą wyzwolonego spod reżimu kolonialnego państwa – Unii Birmańskiej (Union of Burma).
Lata wolności okazały się dla Yangonu, jako miasta mocno wsteczne. Zamknięta na świat Birma, ciągnący się kryzys gospodarczy, napływ ludności i brak remontów i tworzenia nowej infrastruktury spowodował zapaść i miasto zdecydowanie straciło na atrakcyjności i wyglądzie. Część zabytków uległa zniszczeniu, a wspaniałe domy i rezydencje popadły w ruinę. Na całe szczęście XXI wiek przyniósł zmiany polityczne i gospodarcze. Yangon, mimo że nie jest już stolicą pozostał głównym ośrodkiem i największym miastem w kraju. Rozbudowuje się nowe lotnisko (powstał już nawet 3-ci terminal), a na rozkładzie lotów, co tydzień pojawiają się nowe połączenia i to już nie tylko z krajami regionu. Transport miejski to największe wyzwanie – w mieście obowiązuje zakaz poruszania się skuterami – korki uliczne to zmora codzienności życia w tym mieście. Komunikacja autobusowa raczkuje i przejazd autobusem to raczej przygoda (dla obcokrajowca – oczywiście) niż sposób na poruszanie się po mieście. Większość transportu to taksówki (zazwyczaj białe Toyoty lub Nissany – sprowadzane z Japonii), a negocjowanie ceny z kierowcą to standardowa część dnia. Nikt nie używa liczników, skoro nie ma przymusu.
Czasy kolonialne pozostawiły niezłą sieć połączeń kolejowych, sam Yangon ma wspaniały Circular Train, oplatający całe miasto. Niestety nieremontowane torowiska i pociągi powodują, że nie jest to sensowny środek transportu. A mógłby z powodzeniem przejąć na siebie obowiązki nieistniejącego metra. Wspaniały Dworzec Centralny (Central Rail Station) to pamiątka po czasach świetności, dzisiaj odrapany i brudny – mało funkcjonalny. Ale z pewnością jego potencjał ujawni się w przyszłości….chyba dalszej, niż bliższej.
Yangon budzi mieszane uczucia. Większość przyjezdnych ma bardzo osobisty stosunek do miasta i albo go bardzo lubi, albo nie. Na pewno duży chaos na ulicach i gama zapachów to coś, co przytłacza każdego, kto pojawia się tutaj po raz pierwszy. Warto zobaczyć Yangon za dnia i wieczorem (jak na nieoświetlone miasto jest to bardzo bezpiecznym miejscem i można wieczorami śmiało eksplorować praktycznie każdą dzielnicę). W dzień warto wybrać się szlakiem „głównych” zabytków: Kolonialne Kościoły z katedra Świętej Marii (St. Mary Catherdal), budynkami szpitala głównego, poczty głównej, urzędu celnego, hotelu Strand (warto zajrzeć do środka popołudniu na wspaniałą, lekko kolonialną angielską „tea break”) Wspaniałe pagody Sule, Chauk Htat Gyi (z gigantycznym leżącym Buddą), Botataung (z relikwią włosa Buddy), no i oczywiście Shwedagon Pagoda (gdzie w promieniach zachodzącego słońca cała pagoda mieni się kolorami). Dla miłośników zakupów zdecydowanie polecam Bazar Bogyoke, (czyli Scott’s Market) – oczywiście jak w takim miejscu, jest mega komercyjnie, ale budynek i atmosfera handlu jest wspaniała. To miejsce ma swój urok. Dla miłośników nietypowych atrakcji stolica oferuje wizytę w opuszczonym parku rozrywki – wejście jest trudne, a dookoła snują się hordy agresywnych psów (trzeba iść w kilkuosobowej grupie). Ruiny opuszczonego parku to istny krajobraz jak z Prypeci, a wejście na znajdujący się w centrum nieczynny rollercoaster jest niebezpieczne i niewskazane. Ale to, co zakazane, jest najciekawsze.
Yangon to również wspaniałe miejsce kulinarne. Liczne restauracje birmańskie, chińskie, tajskie i hinduskie oferują wspaniałe potrawy. Nocny bazar na China Town to raj jedzenia ulicznego, ze słynną 18-tą ulicą, na której królują uliczne BBQ. Dla mniej odważnych polecam wspaniałe restauracje z ogrodami nad jeziorem Inya i Kandawgyi serwujące głównie kuchnię europejską lub fusion. Wspaniałe są restauracje na dachach biurowców, skąd można podziwiać panoramę miasta. Nocą widać jak na dłoni wspaniale oświetlone i błyszczące złotem pagody. Dla „imprezowiczów” ważnym punktem jest klub Pioneer oraz JJ Entertainment – znane, jako najciemniejsze dyskoteki w Azji. Trzeba tam być, bo trudno powiedzieć, że trzeba to zobaczyć.
Na koniec, a może na początek warto wspomnieć o wszechobecnych straganach z betelem. Zielone liście malowane biała farbą z bogatym wsadem (kardamon, tytoń i różne bliżej nieokreślone zioła i substancje) można kupić na każdym rogu za symboliczne 100 kyatów. Walory smakowe są nie do opisania. Trzeba tego spróbować. Na pewno ma się po tym lekko wesoły uśmiech, wykrzywiony policzek i czerwone zęby.